Do wpisu zainspirowało mnie zachowanie... samej siebie! Pierwszy dzień urlopu i chwilę, kiedy spędzałam kilka godzin sama w domu, poświęciłam przeglądaniu zaległości na ulubionych blogach i vlogach. Niby nic nie znaczące wpisy pełne pięknie wystylizowanych zdjęć i ujęć, pełne świetnych recenzji, nowinek, pełen relaks. Gdyby nie jedna, drobna wada - od razu nabrałam ochoty na zakupy!
Zawsze zakładam, że jeżeli ja o czymś pomyślałam lub zachowałam się w jakiś konkretny sposób, to jest duża szansa na to, że ktoś jeszcze na planecie miał tak samo. Czy Wy też, kochane, macie podobną chęć na zakupy po obejrzeniu setek zdjęć na pintereście lub kolejnego ulubionego vloga? Mam wrażenie, że blogosfera zupełnie niechcący mąci nam w głowach kreując pragnienie posiadania równie idealnego życia, idealnych ubrań, kosmetyków i wyglądu. Pamiętajmy o jednym: to co widzimy jest wystylizowanym wycinkiem z rzeczywistości, która wcale nie jest lepsza od rzeczywistości każdej z nas. Czy mam na to dowód? Jasne! Obejrzycie pierwsze wpisy na czołowych blogach lub zerknijcie na początkujące blogerki, które robią zdjęcia słabej jakości i brzydkim, zużytym produktom. Dobrym zestawieniem w przypadku vlogerek jest porównanie ich idealnego wyglądu na filmikach gadanych (kiedy siedzą w dobrym naświetleniu i opowiadają, np. o ulubieńcach) do ich wyglądu na kręconych z ręki vlogach (relacji z dnia codziennego). Jest różnica, prawda? Dopracowany makijaż w idealnym świetle sprawia, że nie widać żadnych niedoskonałości. Na szczęście najlepsze z vlogerek śmiało pokazują się bez makijażu, w piżamach, w kołtunach na głowie - to dziewczyny takie same, jak każda z nas!
Czy faktycznie potrzebuję kolejnej rzeczy?
Haule zakupowe są świetne pod warunkiem, że nie biegniemy pod wpływem impulsu do sklepów wydając pieniądze przeznaczone na coś zupełnie innego. Czy faktycznie potrzebujemy kolejnego ubrania? W moim przypadku odpowiedź z reguły jest negatywna. Łapię się na przeglądaniu sklepów internetowych w poszukiwaniu kolejnej blogerskiej pary botków, podczas gdy na pełnię sezony jesiennego czekają już dwie pary. Na szczęście rozsądek zwycięża: naprawdę nie potrzebuję trzeciej pary, a już na pewno nie potrzebuję trzeciej pary niebotycznie wysokich butów. Choć piękne, nie przydadzą mi się do codziennego chodzenia do pracy. Kiedy tylko zaczynam myśleć w ten sposób, przychodzi otrzeźwienie: nie mogę sobie pozwolić na kolejny taki wydatek w tym miesiącu. Zamiast nowej pary, warto zanieść do szewca na wymianę fleków buty, które pewnie na takie odświeżenie czekają już ładnych kilka miesięcy (ja regularnie zapominam o wymianie fleków. Łatwiej jest kupić nową parę przez internet, niż zanieść starą do szewca).
Prawdą jest, że czołowe blogerki kosmetyczne są często fachowcami, ich praca sprawia, że kolejne palety drogich cieni, baz i korektorów mają uzasadnienie. W kosmetyczne zwykłej dziewczyny wystarczy, że znajdzie się jeden podkład, jedna paleta ulubionych cieni i jeden tusz. Zapasy są pierwszym krokiem do niekończącego się magazynowania kosmetyków używanych rzadko lub w ogóle, które jedynie przekładamy z miejsca na miejsce zapominając nieraz o tym, że je mamy i tym samym nie mając nawet radości z samego faktu posiadania.
Choć nadal uwielbiam przeglądać blogi ulubionych dziewczyn i wiem, że ich zamiarem nie jest wywołanie we mnie fali zakupoholizmu, staram się zawsze trzy razy zastanowić zanim coś kupię. Moim rewelacyjnym sposobem na to pragnienie jest przygotowanie zamówienia (w przypadku zakupów przez internet) i odłożenie go na kilka dni. Z reguły po dniu lub dwóch chęć wydania pieniędzy na kolejną porcję kosmetyków nie jest tak silna.
Trzymam kciuki również za Waszą silną wolę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz